Pojechałam...
i to całkiem nieźle mimo małej wpadki z rana. Zamiast gaci rowerowych ze sznurka rano zgarnełam gacie zapaśnicze Tomka... Na szczęscie Beatka mnie poratowała i pożyczyła swoje nadwyżkowe:)
startowałam z końca 5 sektora, szybko przesunęłam się na początek jeszcze po płaskim w mieście, taki sprint rowerowy wychodzi mi znacznie lepiej niż sprint pływacki. Wolałam być w czubie, żeby dogonić rywalkę z 4 sektora. To był szybki wyścig. Popełniłam kilka błędów ale nie ze zmeczenia... raz wjechałam do rowu... obok trasy, raz prawie stanęłam w piachu a gośćza mną mnie staranował. Ja stanęłam, bo przede mną tez ktos stanął ale... pana ofukałam a przed metą miło sobie pogawędziliśmy. Z jakieś 500 m przed metą wyprzedziłam dziewczynę, którą dość długo miałam w zasięgu wzroku, chapnęłam ją jak rekin i .... wjechałam na metę jako III OPEN!!!
wyszło wszystko!!! ;)
A tak wyglądam po rekinim chapnięciu rywalki... i jeszcze jakieś chłopy mnie gonią!! A tak szczęśliwa na mecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz