środa, 28 sierpnia 2013

ZŁODZIEJE

No żesz k**wa!!!! Dziś mnie dopadła niemoc potworna ale wszystko zakończyło się happy end'em.
Pojechałam w odwiedziny do Ani na Wolę, na kawkę, po treningu na zakładkę. Śmignęłam light'owo w cywilnych ciuszkach już po kąpieli na shottasie. Weszłam do niej na klatkę i na półpiętrze do rury od gazu przypięłam rower, dla pewności wzięłam przednie koło. Ktoś z rowrerem z brakującym kołem z przodu mógł by na ulicy wzbudzić zainteresowanie.... poszłam na plotki. Za czas jakiś przyszła jej mama, żeby wyprowadzić na spacer jedną z bulw, wróciła i wzięła drugą, bo am się tak z nimi chodzi na raty. Jak wróciła, była bardzo zdenerwowana i mówi:
- Ela jak szłam teraz z psem rower stał, jak wracałam, stoi bez tylnego koła....
Nie napiszę, co mi opadło.... no żesz ......szybka akcja była.... zbiegłam na dół, leży mój shottas ranny, wygląda jak 100 nieszczęść, ktoś dobierał sie i do zapięcia... zbiegłam na dół, przed klatkę, tam jest tylko jedno wyjście z kamienicy. Po prawej wulkanizacja, panowie zwrócili by uwagę na kogoś z kołem od 29 era w garści, nie mięli klientów, więc z nud pili kawkę i obserwowali przechodniów, po prawej stronie w sklepiku starsza pani, również w oczekiwaniu na klientów, powiedziała, że absolutnie nikt taki nie szedł w przeciągu co najmniej godziny, bo ona tu stoi i paczy, no to kita na górę, złapałam telefon i na 112, wiedziałam, że koło jest na klatce, dzwoniąc obleciałam jeszcze górę i dół aż do wejścia do piwnicy, pusto a Panowie Policjanci już w drodze. Byłam zaskoczona, ze zgłoszenie zostało przyjęte błyskawicznie, cóż może to specyfika dzielnicy... W międzyczasie jeszcze poszłam do roweru, jak tam tak błyskawicznie wszystko znika, to kto wie, może i resztę wcięło, tam wymieniłam kilka zdań z Ania, powiedziałam, ze już jadą tak, żeby ew. zainteresowane osoby wiedziały.... aha jak byłam na dole kręcił sie jakiś strasznie zawiany pan, był z pieskiem, mijał się z Ani mama, to ona go spytała, czy czegoś nie widział a on od razu odpalił, ze on niczego nie widział, wiedziałam, że cuś nie tak, podeszłam i spytałam, CZEGO nie widział, zobaczyłam w jego oczach strach.
Przyjechali Panowie Policjanci, dosłownie minęło 5 min!!! opowiedziałam co i jak i prowadziłam ich na klatkę, jak wchodziliśmy, pan od pieska gramolił się po schodach od piwnicy??? ale nic, poszliśmy do roweru a pan od pieska minał nas i poszedł wyżej bacznie nadstawiając uszu..., zeszła Ania i od razu wypaliła, a ten troll gdzie polazł, ja mówię, że do domu na drugie a ona na to, że nie, że poszedł wyżej a nie ma tam nic do załatwienia, bo mieszka na drugim a był już na czwartym.... i rzuciła od razu, że to on.... Policjant przyprowadził go za ucho do domu i tam legitymował,oczywiście wypierał się jak żaba błota... drugi z policjantów "obwąchiwał" kąty i zszedł do piwnicy a tam..... moje tylne koło!!!! Pan od pieska usłyszał, że policja już jedzie i że będą chodzić po mieszkaniach z odwiedzinami (ja tak głośno mówiłam na klatce prxed ich przyjazdem) jak się uciszyło, wyniósł koło z domu i zostawił pod piwnicą, jak wchodziliśmy do bloku, stamtąd szedł....
Głupi ZŁODZIEJ!!! nawet nie wiem, czy ktoś by mu dał na wino za to koło, jeszcze nie ma tylu 29 erów. AAA zciągając koło zgiął mi hak ;/
Czy tak, szkody niewielkie, Pan Policjant opowiedział mi, ze byli na włamaniu, gdzie złodzieje zniszczyli kompletnie drzwi od mieszkania, zrobili tam totalną rozpierduchę a ukradli 15 zł ze skarbonki dziecka i koło od roweru.... KOSZMAR!!!
Czy tak bardzo dziękuję Panom Policjantom, że byli błyskawicznie na miejscu, gdyby nie to.... miała bym problem.

wtorek, 27 sierpnia 2013

PBM Węgrów 2013

Przejechałam całą trasę Mini - a co? ale żeby jakieś fajerwerki? Jeszcze po Siedlcach mam okropny stan zapalny, oprycha mnie morduje. Wiedziałam tylko tyle, że trzeba to "odbębnić" i tak też zrobiłam. Początek trasy, starałam się uwijać, tym bardziej, ze było płasko, głównie szosa, jakieś żwirowe drogi, po 10 km normalnie prąd mi odcięło, nogi nie chciały się kręcić, dopadła niemoc...objechała mnie jakaś dziewczyna z mojego znielubianego V sektora i nie tylko ona, no dno i wodorosty. Dobrze,ze byliśmy w lesie, na niższym tętnie troszki odsapłam, nawet z czego jestem mega dumna przejechałam jak dla mnie dość trudny element, leżący w poprzek drogi, pod skosem pień. Dzikie koleiny w błocie po wyścigach traktorów wolałam pokonać piechotą, było szybciej i się nie okleiłam czarną pacią ;)
Potem już było tylko coraz lepiej. Z całą pewnością błędem było zabranie na trasę do picia tylko coli. Zakleiłam się nią skutecznie. Czy tak, druga połowa trasy, to było łapanie wszystkich możliwych i nadających się do tego celu kół. Przy bufecie minęłam koleżankę, która mnie objechała, wcinała batona dość beztrosko, potem próbowała gonić ale ja siedziałam na bardzo szybkim kółku, na otwartym polu no nie miała szans.
ze dwa km przed metą dojrzałam koleżankę z kategorii, wiedziałam, ze jedzie z IV sektora, czyli, że właśnie jej dokładam coś koło minuty, nie mogłam sobie odmówić, dogoniłam i objechałam na ostatnich metrach stadionu.
Sam start taki sobie, bo moja główna rywalka z kategorii dołozyła mi... ze 4 minuty..... za to AWANSOWAŁAM DO  IV SEKTORA!!!! cel zrealizowany!!! A no i byłam druga w kategorii, i dostałam fajne rękawiczki, które zamieniłam na jeszcze fajniejszy licznik, teraz już będę wiedzieć, gdzie na trasie się znajduję i jakie kosmiczne prędkości rozwijam ;)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Triathlon Siedlecki 2013

Uff, już po. To był super sprint - 400m wody, 10km  MTB i 3km biegu.  Bardzo lubię te zawody, kiedyś (3 lata temu zajęłam tam 3 miejsce. Blisko od Warszawy, fajna atmosfera, sami mili ludzie a do tego MTB ;)
Najpierw startował Tomek w Tri młodzieżowym. Z wody wyszedł drugi i tak też podążył na trasę rowerową, która okazała się być bardzo trudna.

Po rowerze był szósty , na mecie utzrzymał lokatę. Był bardzo niepocieszony, mamy rok na okiełznanie roweru na piaszczystych ścieżkach.

Potem, kompletnie wymęczona psychicznie po zmaganiach młodego na starcie stanęłam ja. Czemu wykończona, ano jak zniknął na kilka ciągnących się w nieskończoność minut w lesie z rowerem, myśli miałam kruczo-czarne. Ktoś mówił, ze "sabotażyści" pozrywali taśmy z trasy. Bałam się, że się zgubił albo wywalił w piachu, może nie może założyć łańcucha albo inna plaga egipska go dopadła.
 Za to doping synek miał pierwsza klasa!!! fot. by Leniwce.pl


Czy tak na starcie moja wola walki była... zerowa, wszystkie dziewczyny wydawały mi się mega-mocne - profesjonalne stroje i takie tam. W ogóle babek na starcie było multum, chyba ze 30 na około 120 staratujących.
W wodzie nie miałam siły ustawić się na dobrej pozycji, przepychali się nowicjusze/nowicjuszki wystartowałam z ... trzeciej linii, pierwsze 100 m to dowolny ratowniczy z dziobem ponad powierzchnią, no inaczej nie mogłam, przede mną zapora z ciał, które nie płynęły szybko, za to skutecznie tamowały drogę. Do pierwszej boi już udało mi się w miarę przebić, po niej płynęłam spokojnie wyprzedzając, przed drugą boją dopłynęłam do WIELKIEGO GOŚCIA, który tak popylał żabą, że grzechem by było tego nie wykorzystać, niestety na boi zatarasował mi jego wirki jakiś...gość, cóż może i dobrze, opłynęłam i goniłam już kraulem do samego brzegu żabkarza. Fajne wyjście z wody, mnóstwo kibiców. Tom miał zadanie, miał mi krzyknąć, którą babką jestem z wody,. Wrzasnął - mamo..szósta. Szósta?????? WTF???? no nic, zobaczymy co będzie w lesie, to moje terytorium!!!
Kiedy wybiegałam z rowerem jeden z organizatorów powiedział, że jestem trzecia (Tom... chyba liczył wszystkich z wydepilowanymi łydkami ;), no to ogień!!! na agrafce zobaczyłam pierwszą rywalkę-pływaczkę. Dopadłam ją po jakimś kilometrze, połknęłam i dalej w piach. Trasa łatwa ale wolna, piaskownica z elementami leśnymi.

Po 3 km dojrzałam prowadzącą Olę, dość szybko byłam tuż za nią i nagle.... kuuuurka KAPEĆ z tyłu. Jechałam kilkaset metrów za nią na feldze, mijali mnie kolejni zawodnicy, no doopa. Dwóch spytałam, czy by nie pożyczyli roweru, jeden chciał zamieniać koło ale miał 26", drugi mnie obśmiał (na mecie był z ...30), tłumaczyłam, że na nawrotce jest rower Tomka, tylko, że ja druga, ze pierwszą gonię....i nagle jak spod ziemi pojawił się BARTEK, mistrz. Od razu z daleka krzyknął - Ela - bierz mój!!!, myślałam, że się pobeczę ze szczęścia. Przestawił trochę siodełko, wszystko w nerwach, jak wsiadłam, okazało się, że krzywo ale co tam - leceeee. Miał zupełnie inne pedały ale buty mi się wpięły, nawet nie myślałam o tym, co będzie jak się nie wypną ;) po prostu grzałam. W połowie drugiego kółka dopadłam Olę i objechałam na piachu. Na rowerze Bartka było mi znacznie trudniej, mój po takiej nawierzchni idzie jak traktor, ten się kopał, trzeba było go traktować z wyczuciem. Myślałam, że Ola trzyma się za mną i zaraz na biegu zrobi to co zwykle ;) ale była sporo za mną a ja.... dałam ciała, chciało mi się pić, nie mogłam się ogarnąć oberwał mi się numer, zanim zrobiłam cokolwiek, Ola dotarła do strefy, zostawiła rower i pomknęła zanim ja zdążyłam się obejrzeć. Co robić, trzeba gonić.

Pierwsza połówka biegu całkiem przyjemna, wciąż na plecach Oli, która miała mocniejszy początek niż ja. No i lenistwo mnie dopadło i myśli, jesteś druga, plan wykonany, odpuść, jesteś starszą panią, dzieciaki ganiasz. Na zawrotce zimny prysznic, za mną koleżanka Oli - pływaczka. ŁOJ, do roboty, za nią kolejne dziewczyny, wszystkie w oczach mają to samo - chcę być na twoim miejscu, zaraz cię dopadnę! Pocisnęłam. Tak z 400 m do mety byłam już całkiem blisko prowadzącej, ona chyba wtedy zwolniła. Gdy zbliżyłyśmy się do strefy mety, odfrunęła mi niesiona okrzykami dopingujących kibiców, za późno pocisnęłam i chyba nie wierzyłam, że może mi się udać.
Drugie miejsce w tak zacnym gronie na tak fajnej imrpezie - super sprawa. Drugie podium w przeciągu tygodnia ;)



Tu dekoracja w kategorii "Double Wons Women" ;) Sklasyfikowane byłyśmy tylko Ola i ja. Trzeba było startować i walczyć w Habdzinie i w Siedlacach.




Kolega Bartek dostał nagrodę Fair-Play, ode mnie kawałki arbuza na mecie a od Tomka miejscówkę w kolejce do masażu :) Nic więcej nie chciał!!!



Dziś prowadzę 29era do serwisu, zobaczymy, co napsociłam.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Poland Bike w Kozienicach

Pojechałam...
i to całkiem nieźle mimo małej wpadki z rana. Zamiast gaci rowerowych ze sznurka rano zgarnełam gacie zapaśnicze Tomka... Na szczęscie Beatka mnie poratowała i pożyczyła swoje nadwyżkowe:)
startowałam z końca 5 sektora, szybko przesunęłam się na początek jeszcze po płaskim w mieście, taki sprint rowerowy wychodzi mi znacznie lepiej niż sprint pływacki. Wolałam być w czubie, żeby dogonić rywalkę z 4 sektora. To był szybki wyścig. Popełniłam kilka błędów ale nie ze zmeczenia... raz wjechałam do rowu... obok trasy, raz prawie stanęłam w piachu a gośćza mną mnie staranował. Ja stanęłam, bo przede mną tez ktos stanął ale... pana ofukałam a przed metą miło sobie pogawędziliśmy. Z jakieś 500 m przed metą wyprzedziłam dziewczynę, którą dość długo miałam w zasięgu wzroku, chapnęłam ją jak rekin i .... wjechałam na metę jako III OPEN!!!
wyszło wszystko!!! ;)
A tak wyglądam po rekinim chapnięciu rywalki... i jeszcze jakieś chłopy mnie gonią!!







A tak szczęśliwa na mecie!

sobota, 10 sierpnia 2013

Habdzin zdobyty/prawie

Jak było? Fajnie!
Pogoda - moja ulubiona - deszcz.
Habdzin prawie zdobyty, bo byłam druga, to prawie jak czwarta, tyle, ze trochę lepiej ;)

Rano czułam się tak sobie, chciałam, żeby to był trening i do końca pływania a nawet i na rowerze był. ale od początku.
Nie mam pianki, to poracha, trzeba to zmienić!!! z materacem jest po prostu łatwiej!!!
To był sam początek pralki, widziałam mijające mnie opiankowane rywalki, nawet mi się nie chciało szarpać i to był dobry wybór, płynęłam TI wcale nie goniłam, wiedziałam, że dopadnę przynajmniej Lui w strefie. Moc oszczędzona.
Na rower wypadłam tuż za Luizą, musiała się styrać zciąganiem pianki, bo ogarnełam ją z łatwościa na samym początku. Wyglądała kiepsko. Wyścig non drafting - SIŁA!!! na nic peletonowe sztuczki. Na nawrotce widziałam Olę ale do drugiej części dystansu już się tak nie przyłozyłam..., chociaż było z wiatrem i prędkość była... fajna. Niestety przestało padać.
Na sam koniec roweru jakiś.... kolarz stanął w poprzek wejścia do strefy zmian:
Tak fukam na niego:
W strefie, to była chwila:
i poooleciałam:
Do Oli miałam spora strate ale chyba jej początek byl cięższy niż moj, bo mimo treningowych ciapciaków miałam ją ze dwa kilometry w zasięgu wzroku, na drugiej pętli pomaszerowałam przy bufecie, ze dwa km do mety sprawdziłam tyły a tam... Lui. Trzeba było docisnać.
Jestem niewybiegana ale jakoś poszło:
Pudło, przemiła atmosfera. Najfajniejsza nagroda, to bransoletka zrobiona przez córkę Piotra Sz, organizatora.



No i ten WONS, jako, ze dostałam IRON JAM, pasę się nim do przyszłego tygodnia, zeby w Siedlcach była MOC!!!


piątek, 9 sierpnia 2013

Kończę leczenie

To był taki sobie czas, w pracy... i nie tylko. Upały były tak upalne, że o bieganiu mogłam spokojnie zapomnieć. Wieczorami nie miałam możliwości.... no kiepska sprawa. Za to podciągnęłam pływanie i rower. Jutro Habdzin, myślę, że będzie miło. Sami fajni ludzie, będę mieć FUN!!!

piątek, 2 sierpnia 2013

Leczę stopy

No koszmar, mam dziury w stopach, poobcierałam się w minioną niedzielę tak, ze nie sposób robić cokolwiek, w poniedziałek w pracy chodziłam boso... w sekretariacie zastępując koleżankę...Ale nie tracę czasu, oprócz bicykla, moczę się  w wodzie regularnie - jest moc!!!
Może rano zwlokę zwłoki i pobiegnę Park Run, zobaczymy rano jak moje obciery... ;)