poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Poland Bike Maraton 2014 Otwock.

27.04.2014 wybrałam się do Otwocka na moją osobistą inaugurację sezonu MTB. Jakoś tak absolutne bez tremy a może szkoda. Może nerw i spinka pomogły by na trasie a tak.... Wyszło nie tak jak chciałam, chociaż w sumie to nie do końca. W sumie jestem i tak zadowolona bo..... Dalej jeżdżę dla ŚWIATA ROWERÓW RALEIGH TEAM!!! W tym sezonie drużyna mocno dofinansuje moje poczynania w maratonach MTB, więc muszę się bardzo mocno starać ;) Dostałam śliczne nowe ciuszki, żeby godnie reprezentować barwy klubowe. Jest super!!!


Na trasę ruszyłam z IV sektora. Tak mi zostało po poprzednim sezonie. Przed startem myślałam, że będę zaczynać z oślego ósmego a tu taka nowina. Chciałam pojechać rozpoznawczo a tu trafiłam na mega ściganie. Obok stanęła Sława, moja rywalka z zeszłego roku... Błysnęła okiem i.... myślałam, że została z tyłu, po starcie mega spin i walka o dobrą pozycję przed wlotem w krzaki, cięłam równo ze 2 km i.... się zaczęło, osłabłam, nie łapałam żadnego koła, tylko sama darłam z mozołem, objechał mnie chyba cały sektor, nawet nie widziałam Sławy, więc nie wiem, kiedy czmychnęła, czy od początku była przede mną, czy obleciała mnie w czasie mojej niemocy ;) Wciąż ktoś mnie wyprzedzał, no koszmar!!! Trasa - przecudowna!!!!! Było wszystko, w sosnowych lasach potężne górki, piachy za zakrętem, rowy z wodą po pas, błotne wciągające grzęzawiska. Najbardziej żałuję, że nie pojechałam dłuższej trasy. Bałam się, ze nie będzie bufetu, nie doczytałam przed startem co gdzie i kiedy, na wyścig miałam tylko jedną butelkę, która była pusta w połowie krótkiego... Jakieś 7 km przed metą minęła mnie Marta, leciała na kole kolegów a ja dalej jak ten osiołek sama. Trening wyszedł super ale mało efektowny, no byłam czwarta w kategorii. Marta dołożyła mi ponad dwie minuty!!! No cóż - pierwsze koty za płoty, Sława chwilowo jest absolutnie nieosiągalna. Obiecałam sobie, że trzeba dorzucić do planu treningowego podjazdy albo więcej spinningu i koniecznie muszę odbudować formę, niech już przestanie fruwać to coś, co mnie uczula!!! Nie przypuszczałam, ze na stare lata będę się zmagać z alergią. No nic - DO BOJU!!! ;)

 
A po Otwockich borowinach takie nóżki mi się porobiły i dementuję informacje rozpowszechniane na popularnym portalu społecznościowym, jakoby były wchochate!!! Może nieco kosmacze ale nie włochate!!! to błoto się po przylepiało!!!

IV Bieg Rycerza Okunia

26.04.2014 Okuniew w deszczu.


To miał być debiut Róży w biegu dla dzieci. Niestety pogoda spłatała figla. Od rana padało, mimo wszystko pojechałam z małą. Przed startem Różek się speszył i przeraził. Było mokro, zimno i brrrr. Dystans pokonałyśmy razem, znaczy... Róża na mnie ;) no nie dała się przekonać do tuptania...
Za to po biegu pyszny żurek i buła:



 
Po biegach dzieci przyszedł czas na nas. Miałam nie startować, miałam wcale nie biec. Ale na starcie pojawiła się ciocia Ewa i przejęła Róża. Cóż było robić, wymyśliłam sobie, że pobiegnę treningowo. Ruszyliśmy w deszcz. Lubie taką pogodę! pierwsze kółko mocno poszło. Teren trudny - fragmenty po cegłach, po błocie, po piachu no i podwórko!!! Drugie okrążenie równie mocne, wyprzedziłam dwie rywalki, no gnam i nogi niooosąąą, dobiegam do końca podwórka a tu sędziowie... spytałam pro forma ile do końca. Poprzednio jak startowałam w tym biegu dwa lata temu, biegło się 3 kółka. Sędzia krzyknął - jeszcze trzy okrążenia. WHAT???? Nogi się pode mną ugięły. Na starcie ktoś coś wspomniał, że biegniemy 5 okrążeń ale myślałam, ze to żart - to wcale nie było śmieszne! Ale racja, było szybko i to nawet bardzo, wiedziałam, że jestem trzecia ale właśnie baterie mi sie kończyły... Zassałam magiczną pastylkę enervitu, słodka jak piorun i do roboty. Na trudnych odcinkach starałam się utrzymać tempo, na kostce odpoczywałam. Nie widziałam przed sobą rywalek, za to na początku ostatniego okrążenia dostrzegłam ścigającą mnie dziewczynę. Docisnęłam w krzakach ale mnie goniła wytrwale. Ostatnie 500 m było moje, podwórko przefrunęłam, kto biegł tamtędy kiedykolwiek, wie, ze to niełatwe, bo biegnie się wąską ścieżką po pastwisku/trawie. Jest wąsko, miękko, nierówno, trzeba uważać na każdy krok, potem szybki skręt w ulicę, 50 metrów finiszu iiii słyszę jak spiker mnie wita, krzyczy, ze jestem TRZECIA!!! No kurcze, poszczęściło się jak nie wiem co. Za mną wpada wykończona długonoga rywalka. Chyba siatkarka albo coś w tym stylu, wyyysoka dziewczyna o meeega długich nogach. Nie była zachwycona, cóż to był mój dzień.
 
Adam był chyba szósty, za to wygrał kategorię biegaczy z Halinowa. Róża miała dość deszczu i całego zamieszania!
 


 
A ja ;)
HAPPY!!!