Pobiegłam, bardziej siłą woli i sercem ale..... dałam z siebie wszystko na trasie, jest nowa życiówka ale... 50:01, no żesz dwóch sekund zabrakło ;) W związku z tym, że byłam świeżo po zapaleniu oskrzeli wyszło mega-mocno!!! jeszcze dziś mam zakwasy prawie każdego włókna mięśniowego od pasa w dół. Bolą mnie takie rzeczy... nawet nie przypuszczałam, że te miejsca też mogą boleć, czyli, że praca była!!! Z całą pewnością sukces zawdzięczam moim magicznym bucikom! Adaś wkręcił mi przed biegiem kolce crossowe, buty wyglądały jak wyszczerzona gęba rekina ;)
To dzięki nim mogłam bardzo swobodnie poruszać się po zmrożonej falenickiej wydmie, były momenty, kiedy mogłam spokojnie wchodzić w ciasne oblodzone wiraże bez obawy, że się poślizgną na lodzie. Żeby nie było,. że było idealnie, to oczywiście muszę napisać, że co chwila zębata gęba rekina chwytała szyszkę lub badyl i z takim dodatkowym balastem musiałam biec, co było okropnie niewygodne ale zysków i tak było wiecej niż strat!!!
Z samej trasy najbardziej pamiętam końcówkę drugiego kółka, kiedy to byłam załamana, tempo mi siadło i modliłam, się, żeby mi wyszło coś koło 52 min na koniec ale jak dobiegłam do startu/mety i rzuciłam okiem na zegar i zmusiłam mózg do myślenia... to ostatnie było NAJTRUDNIEJSZE!!! to mi wyszło, że jest całkiem życiowo, bo na zegarze było 36 z ogonkiem odjąć 4 min (bo z taką stratą do pierwszej grupy wystartowałam) to z 32, na pół to 16 dodać 32 i jakieś tam sekundy, wychodzi poniżej 50 min jak nie wiem co....Czyli, że jeżeli będę "gnać" w podobnym tempie, szanse są. Umęczyłam się ale biegłam raczej równo, jak wbiegałam po mega finiszu na linię mety widziałam na zegarze 53 z hakiem, więc byłam pewna, że 50 połamane ale w wynikach wyszło....cóż, gdybym biegła ze stoperem, mogła bym reklamować a tak... Pogoda była cudowna!!! atmosfera wspaniała a mój wynik jest świetną prognozą na Półmaraton Warszawski i Orlen Maraton wiosną!!!
Tu widać, że umordowana byłam, zwłaszcza na szczycie górki.. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz