wtorek, 21 stycznia 2014

XXV Triathlon Zimowy

Ech, a miało być tak pięknie, niestety, triathlon nie jest przewidywalny ale od początku.

Bieg
Było super!!! biegłam w kolcach!!! z jakieś 200 metrów po odśnieżonym asfalcie było słabe, szkoda kolców ale reszta pierwsza klasa, bo trasa była trudna. Przede wszystkim interwałowa... tak, co kawałek była nawrotka o 180 stopni, na której wytracało się całą osiągniętą prędkość, do tego na zakrętach było już potężne błoto a'la pacia. Biegłam równym narastającym tempem, do strefy dotarłam na mocnej 4 pozycji, główne rywalki miałam za plecami - :) cudności!!!


PACIA na nawrotce, nogi rozjeżdżały się wszystkim.


To był dobry bieg!!!
 
A ile fotek!!!
 



 

 
Łyżwy
Tu zonk, miejsce mojej zmiany oznaczyłam materiałową torbą - szukam, szukam, paczę a na mojej torbie siedzi dziewczyna i zakłada moje łyżwy!!!! no SZOK, do tego była na mnie zła, że jej w ogóle zwróciłam uwagę. Musiałam poczekać aż odda mi sprzęt.... a rywalki.... to był sprint, zanim dziewczę oddało mi łyżwy, w których zdążyła kompletnie zmiętosić wkładki (ja je pieczołowicie układałam przed startem z 10 min) zanim się ubrałam.... rywalki już były po pierwszym okrążeniu. Przejechałam te 5 kółek zrezygnowana, za to paparazzi byli na miejscu iiiii:
 
 
No na tej fotce wyglądam mega pro
Tu już widać, że łyżwy pro absolutnie nie były ;)
 Gibałam się na nich jak jakiś paralityk, są tępe ale dobrze, ze w ogóle były, w skarpetkach tych pięciu kółek bym nie pokonała ;)

Rower
Wiedziałam, że moja ulubiona rywalka Ola jest już na trasie (gdyby nie przymusowy postój... ech triathlon), zmiana przebiegła bardzo sprawnie i po chwili już ją goniłam. Trasa ta sama, co biegowa ale x 6. Zrobiłam tylko jeden poważny błąd - nie wzięłam na rower rękawiczek i już po chwili czułam jak tysiące maleńkich igiełek mrozu wbija się w moje dłonie, kiepska sprawa! Pierwsze trzy okrążenia zbliżałam się do Oli, nadrobiłam sporo, niestety jakoś mi nie szło, wyptrzedziły mnie dwie inne zawodniczki, wyglądały na dzieciaki, okazało się, że były w mojej kategorii. Kiedy dojeżdżałam Olę, ona stawała na pedały i się oddalała, na każdej nawrotce się mierzyłyśmy wzrokiem ;) Mnie połapały skurcze. Na prawdę wyprułam flaki na rowerze, jechałam bez komfortu, przemarznięte na kość dłonie i pokurczone łydki - nic więcej tego dnia nie byłam w stanie z siebie dać.
 

 

 

 
Po analizie wyników wiem, że gdyby nie przestój w strefie, miałam szanse na znacznie lepsze miejsce a tak...byłam 6 - open K i 4 K30, Jedyne, co mi pozostaje, to satysfakcja, że rower i tak pojechałam prawie minute lepiej od Oli ale zabrakło mi szczęścia, bez ktorego w triathlonie czasem bywa kiepsko ;)
Aha, moje czasy:
Bieg - 19:41
Łyżwy - 6:26
Rower - 38:41
Razem - 1:04:50




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz